środa, 17 lutego 2016

Lost River (Zaginiona rzeka), reż. Ryan Gosling

Lost River (Zaginiona rzeka), reż. Ryan Gosling

Debiut reżyserski Goslinga. Film pozagatunkowy, czerpiący świadomie z wielu konwencji.
Od porównań z Lynchem bym uciekał. Przede wszystkim oniryzm nie jest tak silny, zachowano też ciągłość logiczną narracji. Nawet magia wydobytych przedmiotów przypuszczalnie ma znaczenie raczej symboliczne i działa w fabule jako efekt placebo, a nie prawdziwe czary. Gdyby nie upiornie nasycona kolorystyka, łatwiej byłoby zauważyć, jak bliski jest ten obraz niektórym filmom noir z jednej strony i dziełom o tematyce postapokaliptycznej – z drugiej. Dodano do tego przesterowanie – ujęcia są odrobinę zbyt długie, barwy – zbyt barwne, sytuacje – hiperrealistyczne (nie – surrealistyczne). Postacie minimalnie przerysowane. Efekt jest naprawdę przekonujący.
Film toczy się powoli, głównym budulcem fabuły jest retardacja, a zdjęć – kolor i sugestywne scenografie. To wszystko fragmenty nurtów obecnych w kinie światowym od dość dawna i obeznanych nie najgorzej. U nas jedynym obrazem, jaki znam i jaki realizował te założenia w pełni była Hiszpanka – odrzucona i skrytykowana. Nie wróżę więc sukcesu na rodzimym rynku, ale życzę powodzenia.

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz