piątek, 11 sierpnia 2017

El guardián invisible (Niewidzialny strażnik), reż. Fernando González Molina

El guardián invisible (Niewidzialny strażnik), reż. Fernando González Molina

No i kolejny świetny hiszpański kryminał, choć bez wątpienia można go też nazwać horrorem. Co ciekawe, "potwór" jest tu rozbity na jego dobrą i złą część, i przyporządkowany różnym postaciom; gorszy pierwiastek przynależy do człowieka i jest mocno powiązany z religią.
Jest w tym sporo pogańszczyzny. Nie chodzi tylko o pozytywne zaserwowanie przedchrześcijańskich mitologii, ale też o zanegowanie wartości tradycji Kościoła. Swoboda obyczajowa trzynastoletnich dziewcząt oddziałuje dwojako: z jednej strony faktycznie budzi konsternację, możemy nawet w jakimś stopniu "rozumieć" przerażenie inkwizytora. Z drugiej - to swego rodzaju pochwała kultów natury i płodności, znacznie starszych niż chrześcijaństwo. Ciekawe jest także to, że strażnik prawości i moralności zostaje przez "szatańskiego" tarota nazwany diabłem. To wielopiętrowa sprzeczność o ciekawych konsekwencjach.
Kilka punktów straty bierze się m.in. z uproszczeń. Wiecznie padający deszcz (który nikomu nie przeszkadza...), to symbol "złej pogody", ustępującej po zniszczeniu zła. To także nawiązanie do stylistyki noir, podobnie jak sporo nocnych ujęć. Wszystko to jednak, zastosowane jeden do jednego, monotonnie, nazbyt czytelnie, trąci drobną niestarannością. Podobnie końcowe ujęcie wnosi zupełnie niepotrzebną dosłowność (nie napiszę, co pokazano). Wiedzielibyśmy równie dobrze i bez tego, w czym rzecz.
Jest też oczywiście warstwa psychologiczna. Jak zwykle to bywa, zakazy moralne za podłoże mają zawiść i zazdrość. Jest też ukazana potworna siła konserwatywnego traktowania powiązań rodzinnych, z których nawet najtwardszym trudno się uwolnić.
Reasumując nie jest to dzieło wybitne, ale z pewnością więcej niż dobre. 

7/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz