niedziela, 5 marca 2017

Deepwater Horizon (Żywioł), reż. Peter Berg

Deepwater Horizon (Żywioł), reż. Peter Berg

Pali się moja panno!
Amerykańska flaga jest znaczkiem jednoznaczym – to hołd dla całej konotacji skrótu USA, dla wiary w tę konotację i w te idee. I wiara jest właśnie myślą przewodnią filmu Żywioł. Potraktowano ją jednak przewrotnie.
Byłby to być może film o załamaniu wartości wspomnianego hasła „USA”, gdyby postawiono na większą wyrazistość. Postawiono jednak na akcję i wybuchy. Walor komercyjny jest nieodłączny dla hollywoodzkich superprodukcji, tu jednak przesłania myśl przewodnią, która zapowiadała się naprawdę dobrze. Co więcej – przeczy jej. Cały obraz zdaje się być antykomercyjnym protestem, który jednak ma za zadanie przynieść jak najbardziej komercyjny zysk ze sprzedaży. To nie jest jedyny problem, jaki miałem podczas projekcji. Najtrudniejsze było podjęcie decyzji – czy dać się wciągnąć w emocjonującą walkę człowieka z żywiołem, czy dać się ponieść interpretacjom politycznym, a nawet więcej niż politycznym. Jedno i drugie okazało się problemem.
Akcja jest po pierwsze przewidywalna, po drugie dość monotonna (pomimo, że pomysł jest oparty na faktach, a przebieg raczej tragiczny). Kiedy widziało się już z tysiąc filmów z wybuchami, z czego niemało opartych na faktach, pewne chwyty wydają się tanie. Znacznie tańsze niż życie bohaterów akcji i wydarzeń, na których jest oparta.
Z drugiej strony przekaz ideowy jest co najmniej podejrzany. Rozumiem – wspomniana amerykańska flaga na tle eksplodującej platformy to symbol załamania wartości, opisanej wyżej konotacji. To anty-flaga, oskarżenie, rzucenie cienia na cywilizację macdonnalda. Jednak – co dalej? Co poza wyrzutem, zarzutem, „gestem Kozakiewicza”? Otóż chyba nic. „Nuda, nic się nie dzieje” powiada jeden z bohaterów Rejsu i paradoksalnie owa „nuda” staje się z wolna cechą rozpoznawczą „filmów zagranicznych”, czyli w skrócie – amerykańskich.
Na czym najlepiej można zarobić? Na udawaniu buntownika. Największe pieniądze ukryto w symulowaniu kontrkultury.
Byłaby to diagnoza najprawdopodobniej bezbłędna, gdyby nie pewien rodzaj zakłócenia. Wspominałem na początku o wierze. Jak się wydaje – twórcy filmu mają poczucie, że jedyne, co można przeciwstawić korpo-rzeczywistości, to religia. Główny bohater, podobnie jak drugorzędni – wybacza winowajcom, wszyscy nadstawiają „drugi policzek”, na końcu wszyscy padają na kolana i odmawiają „Ojcze nasz”, jakby oglądali Ogniem i mieczem. Więc jak to jest – jeden Bóg nas wybawi od chciwych korporacji i globalnej polityki eksploatacji pod hasłem „po nas choćby i potop”? Jeśli po to nakręcono katastroficzny film akcji o lewicowej wymowie i prawicowej agitacji, to ja wolę W samo południe. Ta sama sprzeczność, ale o niebo (o siódme niebo) lepsza historia. 

4/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz