środa, 17 lutego 2016

Terminator Genisys, reż. Alan Taylor

Terminator Genisys, reż. Alan Taylor

Jaja z klasyki. Dwugodzinny hermetyczny dowcip dla fanów i znawców serii. „Rzeczywistością”, o której opowiada film nie jest fabuła filmu, są nią poprzednie filmy o terminatorze. To film o filmach. Teoretycy szybko ulokują to w modelach fraktalnych, w konwencjach fun fiction, w „języku odwołującym się do siebie samego”, itd. Pełno teraz takich obrazów, problem w tym, że to przestało być zabawne. Schwarzenegger grający Schwarzeneggera grającego terminatora – niezależnie jak szybko ten koncept traci naturalną energię – i tak już był. Brakowało mi tylko jednej sceny: wszyscy bohaterowie siedzą w kinie i oglądają Terminatora. Reszta to remiks remiksów remiksów. Jednorazowa zabawka.
Co poza tym? Nadmiar komplikacji. „Szczęśliwie” nie oglądałem tego w kinie, tylko z DVD. Bez cofania i rozpisywania na wątki trudno zrozumieć przesadnie zawikłaną fabułę, do której i tak nie chce się wracać. Film sprawia wrażenie, jakby miał być tylko wstępem do kolejnego supersystemu z grami komputerowymi i animacjami wokół Terminatora. Poza systemem nie ma racji bytu.
Przeraźliwie przegadany. Przeczytanie dialogów bez oglądania daje wrażenie obcowania z nieskażoną, potoczystą grafomanią.
Acha. Humor czasami rzeczywiście był dowcipny.

5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz