Sword of Vengeance (Miecz zemsty), reż. Jim Weddon
Zdjęcia są
piękne, utrzymane w surowej kolorystyce i niesamowicie skomponowane
pod względem oświetlenia. Doskonałe do przesady i absolutnie
nowoczesne. Muzyka – pompatyczna i fatalnie „dosłowna”. Fabuła
i dramaturgia konfliktów – żywcem zaczerpnięte z tureckich
filmów akcji z lat 70. Klapa totalna, to będzie za dwadzieścia lat
wyświetlane na festiwalach „najgorsze filmy świata”. Sceny walk
przeładowane sadystyczną dosłownością i ciągnącymi się w
nieskończoność wrzaskami okaleczanych ludzi. Do tego słabo
zrobione. Aktorzy nie są wystarczająco przygotowani do tych scen,
więc ratuje się je montażem ujęć poniżej sekundy. Zresztą
aktorstwa nie ma w ogóle, nie ma też fabuły. Znowu przypomina się
kino klasy B, podobnie jak w scenach „mrocznego” błądzenia po
ponurych miejscach, kiedy film wlecze się niemiłosiernie. Przy czym
realizm walk (a raczej jego brak) przekracza granice tolerancji,
nawet jeśli jest to produkt skierowany do emo-dzieci. Jeśli ktoś
jest złośliwy, będzie miał znakomitą zabawę, półtorej godziny
śmiechu.
Jeden punkt za
zdjęcia.
3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz