Son of a Gun, reż. Julius Avery
Obi-Wan Kenobi, znowu z tą nastroszoną brodą i sterczącymi wąsami, w których wygląda jak pomieszanie pastiszu z ironią. Kiedy występował ogolony, oglądało się lepiej. Fabuła co prawda jakaś niezdecydowana. Nie ma własnej linii, chwieje się między dramatem psychologicznym, filmem gangsterskim, kinem społecznym, „realistycznym” (ten termin można tu rozumieć na kilka sposobów, wszystkie pasują) i jakimś niewyszukanym romansem, do końca nie mogąc dokonać wyboru. Stąd też i puenta niejasna – nie tyle otwarta, co mętna, bez pomysłu. Fabuła jest oczywiście konwencjonalnie domknięta suspensem, ale jej wydźwięk rozmywa się. Ostatecznie wyszło tak sobie.
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz