Boomerang (Bumerang), reż. François Favrat
Dobre, choć nierówne. Warto może
zacząć od ciekawego wymieszania pomysłów gatunkowych. Odrobina
kryminału jest dobrą przyprawą. Oczywiście można o tym rozmawiać
zwyczajnie – to ciekawa opowieść o ludziach. Jednak kiedy chce mi
się sięgnąć do głębszych znaczeń, to już najczęściej jest
dla mnie sygnałem, że film się udał, że warto było obejrzeć.
Mam więc w pierwszym rzędzie myśli o
kolejnym obrazie odwołującym się do lat 80. i komentującym je.
Cieszy mnie ten wysyp, trochę z powodów osobistych, a trochę
dlatego, że to ciekawa, a słabo opisana dekada. Po drugie –
kolejny świetny przykład europejskiego kina, które dobrze się
ogląda, a nie ma charakteru komercyjnego. Po trzecie i najważniejsze
– jest tam ciekawa analiza postaw i obyczajów.
I nie da się o tym napisać bez
drobnego spoilerowania. Otóż jeśli wspomniałem o nierównościach,
to największą z nich jest fragment komentujący homoseksualne
związki niektórych bohaterów. Przez dłuższą chwilę miałem
poczucie, że świetnie zapowiadająca się historia znowu zostanie
sprowadzona do pouczania widza o konieczności poszanowania
mniejszości seksualnych. I podsumowana jakimś frazesem o miłości.
Okazuje się, że nie do końca, może trochę, ale na pewno nie jest
to sedno tej opowieści. Sednem jest rozprawa z potwornym europejskim
matriarchatem. I to w czasie, kiedy toczą się miliony dyskusji o
likwidacji patriarchatu, to krok interesujący i odważny.
Patologiczny matriarchat może być równie wyniszczający, jak jego
męska odmiana. Nie spodziewam się po jednym filmie szerszej
dyskusji (już prędzej wyciągnie się z tego ów homoseksualizm),
czasy nie sprzyjają. Ale odjęty wcześniej punkt, postanowiłem w
końcu dodać z powrotem.
Warto zwrócić uwagę na niezłe
aktorstwo, psychologiczny realizm i świetnie zrobione scenerie, scenografie oraz
charakteryzacje postaci w ich wcieleniach odległych o dwie dekady. I
w ogóle warto było obejrzeć.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz