poniedziałek, 12 marca 2018

Annihilation (Anihilacja), reż. Alex Garland


Annihilation (Anihilacja), reż. Alex Garland

Aż żal, że Garland, po fenomenalnej Ex Machinie popadł w łaski Netflixa i zrobił... no cóż, po prostu jeden z ich filmów. Netflix ma na koncie parę niezłych rzeczy (Wheelman, Mudbound, opisywane zresztą na tym blogu), ale tu się nie udało, pomimo obsady z pierwszej ligi. Widać po prostu, że jest to telewizyjna produkcja z zasobami takimi sobie i nadrabianiem tanią psychologią. Kurde, jaki żal. 
Netflix to solidna wytwórnia, ale dopiero aspirująca. Nie chodzi nawet o budżety, raczej o doświadczenie i solidność oraz posiadane zaplecze. Dla takiego reżysera jak Garland to jest milowy krok w tył.
Po pierwsze – zerowe przygotowanie widza. Oczekiwałbym szeregu choćby zmyślonych analiz – czy „to coś” emituje promieniowanie i jakie, czy było badane z satelity i w ogóle z odległości, bo mowa tylko o włażeniu do środka. Itd., wszystkie te rzeczy, które interesują widza zanim w wiarygodny sposób wpuści się ludzi do środka.
Dlaczego nie mają kamer z nagrywaniem wydarzeń? Dlaczego nie są połączone linami?
Dlaczego ta biolog tak długo nie ma pojęcia co się dzieje z ludźmi, chociaż doskonale wie, co się dzieje z roślinami i zwierzętami?
Ze sposobu rozumowania tych bohaterek i ich zachowań wynika, że są nieopisanie głupie, kierują nimi afekty, nie znają się na swoim fachu, są kompletnie nieprzygotowane, a do tego w ogóle się nie boją, chociaż są mordowane jedna po drugiej.
Pogratulować należy dekoracji i ciekawej idei świata alternatywnego. Aczkolwiek efekty, w porównaniu z Ex Machiną są... (i tu pada potoczne porównanie z pewną częścią ludzkiego ciała).
Robię notatki na bieżąco. Paniusie zorientowały się w 65 minucie filmu... Widz wie to już około 30.
Ostatecznie, końcowe sekwencje upewniają mnie, że nie chodzi ani o jakąś ciekawą teorię S-F, ani o jakąś interesującą filozofię, tylko proste post-post-freudowskie zabawy w libido. Reprodukcja (słowo wypowiadane w filmie wielokrotnie) i prymitywnie penetracyjne dekoracje sprowadzają ten potencjalnie ciekawy film do analizy kobiecej potrzeby reprodukcji komórek. A mogło być tak ciekawie...
A, no tak, jeszcze uzależnienie od naśladującego dziecka, poród na stojąco, „powrót do Edenu” i kompleks Edypa. Zakończenie pomijam, bo znałem je pół godziny... przed zakończeniem.
Film zbudowany na nazwiskach. Przecież Natalie Portman, Oscar Isaac i Alex Garland – to się nie mogło nie udać! Ale się nie udało...

3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz