piątek, 15 września 2017

Trespass Against Us, reż. Adam Smith

Trespass Against Us, reż. Adam Smith

Wieloznaczny i dość niedoceniony obraz. Z początku można odnieść wrażenie, że widzimy jakieś ubogie osiedle camperów, jedno z takich, jakie znamy z amerykańskich filmów (potem się okazuje, że wcale nie takie ubogie). Sceny przy ognisku pozwalają wnioskować wręcz, że to jakaś zapomniana komuna hippisów, która kultywuje zapomniane już obyczaje. Dopiero później robi się groźnie. Trudno jednak nie nabrać sympatii do głównego bohatera, który ma cechy i umiejętności godne niejednego filmowego super-żołnierza.
Z biegiem czasu wątki kontrkulturowe zostają zastąpione specyficzną rozprawą o patriarchacie. Namnożenie motywów biblijnych przywodzi na myśl jakieś koczowiska, w których mieszkał Jakub z synami i córkami czy też tymczasowe miejsca pobytu Jezusa i apostołów. Choć raczej to pierwsze porównanie jest cenniejsze, bo oprócz cech nauczyciela, głowa rodu (i całej tej zbieraniny) ma także silne atrybuty biologicznego ojca. I jest bez wątpienia potworem.
Byłoby to jeszcze dość jasne i już wystarczająco zaskakujące, gdyby nie jeszcze jedna wolta. Na sam koniec poznajemy najgorszą twarz tej drugiej strony świata, a więc cywilizacji prawa i porządku. Jedynym jasnym punktem pomiędzy dwiema stronami konfliktu okazuje się edukacja, choć i tak skażona. Żeby widza wprowadzić w ostateczne zakłopotanie, ten potworny patriarchat na sam koniec dostaje kilka niespodziewanych punktów za pewne wartości niedostrzeżone na początku.
To nie spojler, proszę się nie obawiać. To tylko pobieżne omówienie tropów symbolicznych i strukturalnych. Widz zostaje z kilkoma istotnymi pytaniami o wartości i porządek świata. Byłoby pięknie, gdyby ktoś podjął się bardziej wyczerpującej analizy, może nawet w oparciu o antropologię kultury. Choć pewnie się takiej nie doczekamy...

7/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz